wtorek, 15 października 2013

Co by było gdyby...?

Od mojego poronienia minęły dwa lata i trzy miesiące. Bardzo staram się, aby tamte przykre wydarzenia nie kładły się cieniem na życie moje i mojego męża. Od kilku miesięcy jest dobrze. Nastąpił przypływ nowych nadziei, mój mąż bardzo mocno podbudowuje mnie swoją wiarą, że się nam wkrótce uda. Z pewnością ostatnie tygodnie należą do tych "ok". 

Jednak, mimo mojej walki o to, żeby normalnie żyć i mimo, że od jakiegoś czasu ją wygrywam, zdarzają się dni takie jak dziś. Czasem do tego, aby zniweczyć moje starania o normalność wystarczy jakiś drobiazg - piosenka, która budzi skojarzenia, kolejne pytanie znajomych "Kiedy się zdecydujecie na dziecko?", ukradkowe spojrzenia teściowej w kierunku mojego brzucha lub choćby wiadomość o czyjeś ciąży. Dzisiaj przyczyną moich rozmyślań jest obchodzony w Polsce Dzień Dziecka Utraconego. 

Siadam więc i myślę o tym, co by było gdyby...

...gdybym w kwietniu 2011 trafiła pod opiekę kompetentnego lekarza, który potrafiłby zareagować na niedobory progesteronu. Gdyby ciąża rozwijała się prawidłowo, a pod koniec marca 2012 roku na świat przyszło nasze ukochane maleństwo. Dziś cieszyłabym się widokiem malutkiego człowieczka, który rozświetlałby swoją obecnością nasze mieszkanie. Którego tupot małych nóżek wzruszałby mnie, bawił, czasem złościł czy przerażał. Moją codziennością byłoby podporządkowanie całego świata tej jednej małej istotce. Cieszylibyśmy się z pierwszych słów, może zdań, szukalibyśmy podobieństw do nas. Słuchalibyśmy najpiękniejszych słów na świecie: mamo, tato... Balibyśmy się okropnie o przyszłość naszego dziecka, nie byłby to jednak strach paraliżujący, tylko taki, który towarzyszy każdym rodzicom. Żylibyśmy sobie we troje, prawdopodobnie nie zdając sobie sprawy ze szczęścia, jakie nas spotkało.

Dziś jednak obchodzimy Dzień Dziecka Utraconego. Nie dane nam było, tak jak większości rodzicom, świętować ze swoimi dziećmi 1 czerwca. Nigdy nie dotknęliśmy naszego maleństwa, nie wzięliśmy go w ramiona, nie spojrzeliśmy mu w oczka (niebieskie po tacie, czy piwne po mamie?). Mimo to bardzo Cię kochamy kruszynko i na pewno o Tobie nie zapomnimy. Zawsze będziemy blisko Ciebie, myślami i sercem. 


9 komentarzy:

  1. Nigdy nie byłam w ciąży mimo naszych usilnych starań i też jest to dla mnie bardzo bolesne, ale myślę, że jeszcze gorsze jest w tę ciążę zajść, a potem ją stracić - dlatego chyba nie znajdę odpowiednich słów, które mogłyby Ci pomóc, pocieszyć i przynieść ukojenie w Twoim cierpieniu...Takie słowa po prostu nie istnieją...Napiszę tylko tyle, że również jestem z Tobą myślami i mam nadzieję, że ból kiedyś minie, albo chociaż nie będzie aż tak bardzo dotkliwy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.. Czasem wolałabym w ogóle w tą ciążę nie zachodzić, być może byłabym teraz na innym etapie leczenia, a tak wciąż mam nadzieję, że uda się naturalnie, bo przecież już raz się udało.

      Usuń
  2. Trzeba włożyć ciężką pracę w to, żeby nie myśleć, "Co by było gdyby..." a najgorsze, że ta harówka nigdy się nie kończy. Mnie czarne myśli najbardziej dopadają w każdą rocznicę narodzin nieradzonych, pamiętam dokładnie każdą datę, choć wcale pamiętać nie chcę. Na dodatek, kiedy tylko patrzę na mojego synka wiem, ile straciłam i jak tej pustki nie da się wypełnić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się bardzo staram, ale niestety są takie dni, kiedy nijak nie ucieknę przed tymi myślami. I mam tak samo jak Ty - wcale nie chcę pamiętać o planowanym terminie porodu, usg, na które już nie poszłam. itd...

      Usuń
  3. Napisz proszę co nieco o swojej wizycie w klinice, jakie badania robicie jak to będzie wyglądało kosztowo i ile czasu będzie trwało, też jestem z Białegostoku i szczerze mówiąc niewiele wiem jak to w praktyce wygląda z naprotechnologią, dużo się o tym mówi ale mało konkretów praktycznych. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedź w poście wyżej.. Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej, to może zadzwoń do napromedicy. Te babeczki w recepcji są całkiem sympatyczne i dużo wyjaśniają.

      Usuń
  4. Czesc, przypadkiem znalazlam Twojego bloga.Trzymam kciuki za Was !
    Nie mysl prosze o tym co by bylo gdyby... ja myslalam, ze zostane mama juz dwa razy... i dwa razy przezywalam ten bol, stres, zlosc, rozgoryczenie... Ostatni raz juz dosc dawno... i od tego czasu czekamy, badamy sie, konsultujemy, placzemy, robimy testy ciazowe...i nic...

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam serdecznie, Jestem dziennikarzem telewizji TVN, obecnie pracuje nad serialem dokumentalnym dla telewizji TVN o tematyce In vitro.
    Celem tego serialu jest edukacyjne przedstawienie tematyki In Vitro.
    W dokumencie pragniemy pokazać pary, które leczą się na niepłodność, ale także przypadki kobiet lub mężczyzn, którzy decydują się na oddanie komórek rozrodczych przed chemioterapią. Serial realizujemy już od czerwca, przez najbliższe miesiące. Nasz serial dokumentalny realizujemy wraz z kliniką zajmującą się leczeniem niepłodności.
    Każda para, która zgodzi się na udział w dokumencie uzyska bezpłatne leczenie niepłodności w klinice z in vitro włącznie.
    Będę bardzo wdzięczny za kontakt do osób, które byłyby zainteresowane udziałem w takim serialu i pomoc w realizacji.
    Z góry dziękuję za pomoc, Tomasz Stawiarz
    mail: t.stawiarz@tvn.pl
    kom. 519 520 206

    OdpowiedzUsuń
  6. 5 lat temu też poroniłam. Postanowiłam spróbować jeszcze raz ale się nie udawało, jeździliśmy z mężem po klinikach i nic nie dało efektu. Pół roku temu trafiłam do kliniki MedArt w Poznaniu. Wczoraj się dowiedziałam że się udało, jestem w ciąży i tego jak się cieszę nie da się opisać. ; D

    OdpowiedzUsuń