niedziela, 6 października 2013

Nasza historia

Witam. 
 
W piątek umówiłam się na pierwszą wizytę w Napromedice - 17 października o 8.00. Ale wciąż nie mogę pozbyć się wątpliwości - czy warto? Boję się zawodu, ale chyba jeszcze bardziej tego, że przy dogłębnych badaniach wyniknie coś złego..  Z drugiej strony strasznie denerwuje mnie to, że będę musiała wydać kupę kasy (przy pierwszej wizycie od 1000 do 1200 zł). Ehh.. dlaczego to musi być takie trudne?

A miało być tak pięknie.

Kiedy dwa i pół roku temu postanowiliśmy rozpocząć starania o dziecko, przyznam szczerze, byłam przygotowana na "jakieś" kłopoty, bo od zawsze miałam nieregularne miesiączki. Jednak lekarze ginekolodzy, do których chodziłam, uspokajali, że jak już będę myślała o dziecku, to się tym zajmą, bo wtedy podobno, nie miało to sensu (dziś oczywiście wiem, że już wówczas można było, a nawet należało się tym zająć, tylko trafiałam na konowałów, a nie lekarzy). Poza tym nigdy nie zażywałam antykoncepcji hormonalnej - o ironio! - po to, aby nie mieć problemów z zajściem w ciążę, więc po cichu liczyłam na sukces. 

Starania rozpoczęliśmy w kwietniu 2011 roku.  Przed ich rozpoczęciem poszłam do lekarza, innego niż dotychczas, polecało mi ją kilka osób. Pierwsza wizyta, krótki wywiad, badanie na samolocie i usg (zwykłe, bo dopochwowego nie miała). Dostałam skierowanie na kilka badań hormonalnych. Po ich wykonaniu okazało się, że poziom progesteronu jest za niski. Był jakiś konkret, więc pomyślałam, że się to załatwi i będzie dobrze. Druga wizyta to podejrzenie PCOS, skierowanie na kolejne badania. W międzyczasie umówiłam się do innego lekarza, bo jakoś mi ona nie przypadła do gustu. Nie zdążyłam ich jednak wykonać, bo po ok. dwóch tygodniach okazało się, że jestem w ciąży. To było cudowne uczucie! 

Pamiętam dokładnie ten dzień. Był piątek 15 lipca. Po drodze do pracy kupiłam test, bo nazajutrz miałam iść na wieczór panieński, a od kilkunastu dni bolało mnie podbrzusze i piersi. Kiedy zrobiłam test, nie mogłam uwierzyć, że widzę dwie kreski. Pobiegłam na  badanie krwi, które potwierdziło wynik testu. Ciężko mi było wysiedzieć w pracy, tak bardzo chciałam spotkać się już z M. i powiedzieć mu, że zostanie Tatą! Cały dzień zastanawiałam się, jak mu to powiem. Jako, że zbliżała się nasza pierwsza rocznica ślubu, powiedziałam, że mam już dla niego prezent. Ten dzień wspominałam później, wspominam nadal, jako najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Szkoda tylko, że radość trwała tak krótko. 

Po wizycie u nowego lekarza, który potwierdził ciążę, poszłam na powtórne badanie krwi. To był dla mnie szok, po prostu nie mogłam uwierzyć w to, że wartość hormonu hcg spadła. W ogóle się tego nie spodziewałam! W ogóle nie myślałam o problemach, komplikacjach. Spadło to na mnie tak nagle.. Kolejne dni to ciągły płacz, cierpienie, żal. Nie chciało mi się żyć.. Okazało się, że niezbędne będzie łyżeczkowanie. Szpital, upokorzenie, jeszcze większy ból..

Po zabiegu lekarz zalecił 3 miesiące przerwy w staraniach. Byłam zła, ale minęły one bardzo szybko. Dostałam luteinę od 16 dnia cyklu (nie można było tak od razu???) i po raz drugi rozpoczęliśmy starania. 

Trwało to półtora roku, ciąży brak. Pod koniec 2012 roku zaczęłam podejrzewać, że mam cykle bezowulacyjne. Moje przypuszczenia okazały się trafne, lekarz przepisał mi clostilbegyt. Przyjmowałam go od kwietnia do lipca tego roku. Z ciąży dalej nici. W sierpniu przeszłam badanie hsg, które wykazało, że jajowody mam drożne, ale małą hypoplastyczną macicę. Nie wiem co to oznacza, bo od tamtej pory nie byłam już u mojego lekarza. Straciłam do niego zaufanie, bo uważam, że to podanie luteiny od 16 dnia cyklu - zbyt szybko - wywołało u mnie cykle bezowulacyjne. 

Stąd pomysł na naprotechnologię, chciałabym, aby wreszcie jakiś lekarz się mną dobrze zajął, postawił trafną diagnozę. Nie chcę już czekać. Co prawda jestem cierpliwa, nie panikuję, naprawdę podchodzę do tej całej sytuacji nad wyraz .. hm, trzeźwo. Ale ileż można znosić te co miesięczne karuzele - najpierw wielka nadzieja, a potem jeszcze większy zawód. 

Moja psychika ma już powoli dość. 
 


12 komentarzy:

  1. witaj, trafiłam do ciebie poprzez inny blog....
    przykre to co piszesz ale ja mam nadzieje że szczęście się do ciebie uśmiechnie... będę trzymać kciuki za spełnienie marzenia...
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, dziękuję za ciepłe słowa i kciuki.. Ja też ciągle mam taką nadzieję, niedługo rozpoczynam nową rundę walki - naprotechnologię. Zobaczę co będzie mi miała do zaoferowania. pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny :)

      Usuń
  2. Witaj, Trzymam mocno kciuki aby udało Ci się trafić na kompetentnego lekarza, który w końcu znajdzie przyczynę Waszych niepowodzeń. Oby tylko na 1000zł się zamknęło, jak już podliczyłam koszty naszego leczenia, to okazało się, że dobry samochód można by było już za to kupić... a końca jeszcze nie widać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam :) Ja też bardzo liczę na kompetencje nowego lekarza.. próbuję na razie odkładać na bok myśl o tym, że leczenie może się przeciągnąć, pompując koszty do niebotycznyh rozmiarów, być dobrej myśli, ale niestety wśród tych wszystkich ochów i achów nad naprotechnologią znajduję też opinie negatywne. Jeśli mogę spytać, jak długo się leczysz? I czy też stosujesz naprotechnologię? Jeśli prowadzisz bloga to podaj mi proszę adres, chętnie Cię odwiedzę.
      Dziękuję za odwiedziny i dobre słowo :)

      Usuń
    2. Moja historia jest bardzo skomplikowana, zaglądam do różnych blogów, ale historii podobnej do mojej nie spotkałam. Wyślę do Ciebie wieczorem prywatną wiadomość, bloga założyłam, ale jeszcze wpisów nie umieściłam, cały czas nie wiem od czego zacząć... http://balbinkolandia.blogspot.com/

      Usuń
    3. Ja też sporo czasu nosiłam się z zamiarem założenia bloga. Któregoś dnia usiadłam i po prostu samo poszło..

      Usuń
  3. Nie wesoła historia. :/
    Trzymam kciuki za bejbusia :)
    Zapraszam do siebie, do mojej historii. Będę częściej zaglądać.
    Pozdrawiam
    czekamynacud.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. witam

    Wiem co czujesz, my z mężem staramy się od przeszło 2 lat i żadnych efektów; wczoraj miałam robione badanie HSG i niestety mam niedrożne obydwa jajowody- moje największe marzenie prysło, jak bańka mydlana..
    w wolnej chwili zapraszam na mojego bloga: http://przezroczystosc.blog.onet.pl/
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Smutne to co piszesz. Ale myślę, że przez swoje doświadczenia pomożesz wielu kobietom, dla których jest ważne, że nie są z tym same. Szczęście na pewno zapuka do drzwi, tylko w najmniej spodziewanym momencie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Trafiłam do Ciebie zupełnie przypadkiem, i przeczytałam Twoją historię, która okazała się być bardzo ciekawą. Trochę smutne to co piszesz, ale w końcu szczęście się do Ciebie baardzo szeroko uśmiechnie po tym co przeszłaś ewidentnie na to zasługujesz.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przykro mi, że musiałaś przejść przez coś takiego. Nie zasłużyłaś na takie cierpienie, ale jestem pewna, że wkrótce los Ci to wszystko wynagrodzi :) Ja póki co nie staram się zajść w ciążę, bo czuję się bardzo kiepsko. Zaczęłam przyjmować rhiodolę w tabletkach - https://www.magicznyogrod.pl/rhodiola_z_magnezem_kapsulki.html
    Mam nadzieję, że pomoże mi się trochę ogarnąć.

    OdpowiedzUsuń